Niedługo przed przyjazdem do Peru usłyszeliśmy, że na peruwiańskiej prowincji są prawdziwe domki Smurfów! Postanowiliśmy zobaczyć na własne oczy to, co widzieliśmy w dobranocce jako dzieci. I chociaż samych Smurfów nie spotkaliśmy, to skalne formacje w okolicach Pampachiri sprawiły, że opadły nam szczęki.
Atrakcja ta nie jest zbyt popularna, gdyż niełatwo się do niej dostać, a w samym Pampachiri brakuje infrastruktury turystycznej. W Internecie też nie ma za dużo informacji, więc zamieszczamy tu kilka wskazówek, jak na własne oczy zobaczyć ten cud natury.
Dojazd do Pampachiri
Pierwszym etapem jest dostanie się do Andahuaylas. O 13:15 wyjeżdżamy autobusem z Cusco do Abancay. Podróż trwa 5 godzin. W Abancay przesiadamy się w busik tej samej firmy (bilety kupiliśmy jeszcze w Cusco) i jedziemy następne 3h do Andahuaylas. O ile do Abancay jechaliśmy dużym busem i mimo krętej drogi, podróż przebiegła bardzo spokojnie, to odcinek z Abancay do Andahuaylas był jazdą bez trzymanki. Kierowca pędził jak szalony, wyprzedzał pod górkę przed zakrętem, ale do takiego stylu jazdy Peruwiańczyków zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
Po 8 godzinach docieramy w końcu do Andahuaylas i zatrzymujemy się tam na noc. Jest tu z czego wybierać – od najtańszych hosteli do 4-gwiazdkowych hoteli. Następnego dnia w mieście mają miejsce obchody w związku ze świętem Virgen del Carmen (Św. Marii z Góry Carmel). Jest kolorowa parada, są tańce, orkiestra i wielki festyn. Czemu u nas w Polsce święta religijne nie mogą być obchodzone w taki sposób?

Kupujemy bilety do Pampachiri na godzinę 13:00 (firm przewozowych jest kilka, wszystkie mają biura w jednym miejscu)i zaopatrujemy się w jedzenie i wodę na bazarze. Okazuje się, że niepotrzebnie, w Pampachiri jest kilka dobrze zaopatrzonych sklepów z akceptowalnymi cenami (chociaż oczywiście wyższymi, niż na bazarze w Andahuaylas). Po 3h jazdy po szutrowej drodze w końcu docieramy do celu.
Pampachiri
Jest to malutkie miasteczko, jednak jest w nim kilka miejsc na nocleg, sklepy i restauracje. To, co nas od razu urzekło, to mili ludzie. Ponieważ stosunkowo rzadko zajeżdżają tu turyści, spotykamy się z bardzo przyjemnym przyjęciem. Wszyscy mówią nam „Dzień dobry”, zagadują: „Skąd jesteście, co tu robicie, dokąd jedziecie dalej?”. Po krótkich poszukiwaniach znajdujemy wyjątkowo przyjemny hostel. Właścicielka jest bardzo miła, jest czysto, schludnie, tanio (20 PEN / 22 PLN za 2-osobowy pokój), a na dodatek w ogródku mieszka mała owieczka. Wiedzieliście, że owce lubią być głaskane i że machają wtedy ogonem, tak jak psy? I są takie mięciutkie! Jedyną wadą hostelu jest wyłączający się bezpiecznik pod prysznicem, co skutkuje zimną kąpielą, ale do tego już się w sumie przyzwyczailiśmy.


Bosque de Piedras i Casa de Los Pitufos
Kamienny las i domek Smurfów położone są około 20 km od Pampachiri. Utrudnia to niestety dotarcie do nich. Do wyboru pozostaje albo pójście na piechotę albo wynajęcie moto-taxi (w Azji znane jako tuk-tuk). My niestety wybieramy opcję nr 2. Transport najlepiej organizować dzień wcześniej, gdyż wbrew pozorom kierowcy moto-taxi mają w tym małym miasteczku sporo pracy.
Spotykamy się z naszym kierowcą o 7:30 i po małych perypetiach (próbuje znaleźć kogoś innego, kto nas zawiezie, bo sam ma innych klientów o 11:00) ruszamy w drogę. 1,5h przedzieramy się wyboistą drogą, której nie ma na naszej mapie. Przejeżdżamy przez bród rzeczny i mijamy przepiękne krajobrazy oraz kolory nie z tej ziemi. Na większości zboczy widać resztki inkaskich tarasów, a mijane domy zbudowane są w tradycyjnej, peruwiańskiej technologii: ściany z błota i kamieni, dachy kryte słomą. W końcu oczom naszym ukazuje się las… kamieni. Formacje skalne są nie z tej ziemi. Niesamowite, jak erozja ukształtowała tu krajobraz. Szkoda tylko, że nie ma wyznaczonej trasy pomiędzy skalnymi stożkami, gdyż przez to turyści znacznie przyczyniają się do niszczenia form skalnych (zbudowane są z kruchego zlepieńca żwiru z piaskiem). W „lesie” trzeba bardzo uważać. Żwir usuwa się spod nóg i bardzo łatwo się boleśnie przewrócić.




Po 1,5h wracamy do naszego tuk-tuka i przemieszczamy się do domku Smurfów. Jest to gospodarstwo, w którym wciąż mieszkają ludzie. Nie jest to skomercjalizowana atrakcja turystyczna, więc w zasadzie wchodzi się na czyjeś podwórko. Jeżeli się dogadacie, to może wpuszczą was do środka. Są dwa domki z charakterystyczną, skalną kopułą. W jednym jest kuchnia, w drugim magazyn. Podczas, gdy my zwiedzaliśmy, na początku w obejściu nie było nikogo. Potem przyszła pasterka wypasająca w pobliżu owce i po krótkiej rozmowie poprosiła o wsparcie mówiąc, że każdy odwiedzający powinien zapłacić drobną kwotę. My płacimy 5 PEN / 5,5 PLN za nas dwoje, jednak pani nie wydawała się zachwycona.


W Pampachiri jesteśmy z powrotem na 12:00. Płacimy taksówkarzowi umówione 50 PEN / 55 PLN, jemy obiad i szybko zbieramy się na autobus. Nie chcemy go przegapić, bo z wyjazdem z Pampachiri nie jest już tak łatwo.
Transport z Pampachiri
O ile busy do Andahuaylas kursują kilka razy dziennie (pierwszy odjeżdża już o 2:30, ostatni pod wieczór), to już wydostanie się w drugą stronę stanowi problem. Autobusy do Limy (a po drodze do Nasca, Ica) kursują tylko 3 razy w tygodniu (wtorek, piątek i niedziela). Nie wiedzieć czemu, akurat w te dni odjeżdżają 3 dziennie (10:00, 11:00 i 14:00). Są jeszcze taksówki, które ruszają, gdy zbiorą 4 pasażerów, ale taka przyjemność kosztuje. Do Nasca na przykład 60 PEN / 66 PLN za osobę. Nam udało się wyrobić na autobus o 14:00 za 25 PEN / 27 PLN za osobę (również do Nasca). Trzeba mieć na względzie to, że autobusy potrafią odjechać wcześniej i być gotowym na co najmniej pół godziny przed odjazdem.
My niestety pojawiliśmy się w Pampachiri w poniedziałek popołudniu, więc gdybyśmy nie wyrobili się z zobaczeniem skalnego lasu i domku Smurfów przed południem, albo utknęlibyśmy do piątku, albo musielibyśmy jechać do Nasca naokoło przez Andahuaylas. Podróż trwa około 8 godzin, gdyż ¾ drogi to oczywiście serpentyny, niektóre na szutrowej drodze na wysokości 4500 m n.p.m..
Podsumowanie
Andahuaylas i Pampachiri to miasteczka poza utartym szlakiem turystycznym. Zdecydowanie warto je odwiedzić, aby doświadczyć autentyczności peruwiańskiej prowincji, zanim pożre ją masowa turystyka. Może i dojazd nie jest najłatwiejszy, ale przy dobrym skoordynowaniu, to tylko 1,5 dnia więcej w drodze z Cusco do Nasca. A gwarantuję, że wizyta w skalnym lesie i domku Smurfów pozostanie dla was niezapomniana.
Koszty:
Bus Cusco – Abancay: 15 PEN / 16,5 PLN
Bus Abancay – Andahuaylas: 15 PEN / 16,5 PLN
Nocleg w Andahuaylas: 30 PEN za pokój / 33 PLN
Bus Andahuaylas – Pampachiri: 12 PEN / 13 PLN
Nocleg w Pampachiri: 20 PEN za pokój / 22 PLN
Moto-taxi: 50 PEN / 55 PLN (do 3 osób)
Wstęp do domku Smurfów: co łaska, u nas 5 PEN / 5,5 PLN za 2 osoby
Bus Pampachiri – Nasca: 25 PEN / 27 PLN
Wskazówki:
- Polecamy nocleg w hostelu Señor de Huanca (Street View). Tani, przyjemny i miał super owieczkę.
- Jeżeli macie czas, to zdecydowanie warto zwiedzić okolice Pampachiri na spokojnie. Proponujemy 3-dniowy trekking:
- 1-wszy dzień dojście do kamiennego lasu (20 km)
- 2-gi dzień zwiedzanie kamiennego lasu i marsz powrotny w kierunku domku Smurfów
- 3-ci dzień domek Smurfów i powrót do Pampachiri
Miejcie na uwadze, że po drodze nie ma żadnych sklepów, nie widzieliśmy też strumyków z wodą nadającą się do picia. Konieczny będzie zapas jedzenia i wody.
- W San Pedro de Larcay są wody termalne. Z powodu ich położenia z dala od szlaków turystycznych prawie na pewno są kameralne i warto je odwiedzić. Idąc drogą, są w odległości 15 km od Pampachiri, ale miejscowi na pewno wynaleźli jakiś skrót. My niestety nie mieliśmy czasu na ich odwiedzenie, ale podobno wstęp do basenów termalnych kosztuje 20 PEN / 22 PLN.
2 thoughts on “Z wizytą w domkach Smurfów i kamiennym lesie – jak zorganizować wypad do PAMPACHIRI, CASA DE LOS PITUFOS i BOSQUE DE PIEDRAS?”
W ub roku byłam w Abancayo kilka dni, i koniecznie chciałam wybrać się do Pitufos. Niestety, w Abancayo nie ma turystów, znajomy dzwonił do Cusco, gdyż tam mają oferty, koniec końców pozostała taksówka, dla jednej osoby bardzo droga…
W tym roku jadąc po trekingu do Quoquierao, postanowiłam zajechać do wymarzonych przeze mnie Pitufos:)
Wasza Pani od owieczki wyjechała na 2 dni, zostawiając dobytek bez opieki. Teraz ma w ogródku prosiaczka 🙂
Jej sąsiadka od sklepu pokazała mi pokój, ale to była masakra, i ktoś inny pokazał mi guesthouse – bajkowy za 60 soli, ale pani wzięła ode mnie 60 🙂
Pitufos – super! Dla mnie niesamowite miejsce, ale niestety, tam mieszkają ludzie… i życie nie jest łatwe.
Do wód termalnych nie pojechałam, bo oczywiście moto taxi zażyczyło sobie tyle… 2×20 soli, wstęp tylko 3 sole, i podobne miejsce jest super, ale niestety… smutna wróciłam do pokoju, ale pani powiedziała mi abym się nie przejmowała, bo dzieciaki pokażą mi piękne miejsce! I faktycznie poszliśmy nad przepiękny wodospad…:)
Poznałam też bardzo sympatyczne małżeństwo, z wioski oddalonej o godzinę drogi w górach, którzy mnie zapraszali do siebie – powiedzieli, abym nie martwiła się o jedzenie i spanie – bo to każdy mi tam zaproponuje bez piniędzy – ważne abym przyszła – bo oni potrzebują turystów.
Niestety, policjanci wybili mi z głowy wszystkie samotne wędrówki – bo co z tego, że są dobrzy ludzie, ale są też i źli, dla których blondynka z białą skórą to ktoś, kto ma pieniądze.. i że sama absolutnie mam nigdzie nie wyłazić poza wioskę… 🙁
Najfajniej to by było tam zajechać na własnym motocyklu i mieć wolność poruszania się, a nie być zależnym od tych nieszczęsnych mototaxi. Owieczka była super, mam nadzieję, że prosiaczek jej nie ustępuje. I że oba zwierzątka nie skończą na talerzu…
Może to lepiej, że spędziłaś czas z miejscowymi, zamiast jechać do źródeł termalnych. Źródeł na świecie jest dużo, a mieszkańcy Pampachiri tylko jedni.
Taki los białych w Ameryce Łacińskiej – świecimy w tłumie jak gwiazdy i każdy myśli, że mamy portfele wypchane dolarami. Ale dla pocieszenia, podobno wszystkich Azjatów biorą za Chińczyków z jeszcze grubszymi portfelami, niż Amerykanie.